Dlaczego warto przeczytać „Na obydowskich łąkach”?

 

Józef Katarzyniec urodził się sto lat temu w Obydowie, niedużej wiosce pod Lwowem. Dzisiaj znamy go jako ojca Wenantego. „Na obydowskich łąkach” to pierwsza część jego biografii, opisująca dzieciństwo i pierwsze lata nauki.

 

Opowieść dla całej rodziny

Ponieważ jest bardzo wiele poważnych opracowań na temat życia Wenantego Katarzyńca, moja książka pisana była z myślą o czytelniku młodym. Nie warto jednak sugerować się takim podziałem – zachęcam, żeby sięgnąć po nią niezależnie od wieku, a najlepiej przeczytać ją w wielopokoleniowym gronie. Młodsi będą mieli okazję dowiedzieć się, jak wyglądało życie dzieci wiejskich sto lat temu, starsi przypomną sobie opowieści babć i dziadków, a być może będą i tacy, którzy odświeżą wspomnienia.

Fakty z życia Wenantego Katarzyńca na podstawie opracowań biograficznych

Pierwszym biografem Wenantego Katarzyńca był Alfons Maria Kolbe, który opisał dzieje swojego mistrza z nowicjatu (zakonu franciszkańskiego we Lwowie), na podstawie własnych wspomnień oraz relacji świadków. Większość późniejszych książek została napisana na podstawie  jego „Ułomków z życia ojca Wenantego Katarzyńca franciszkanina”, także i moja skromna książeczka.

Uniwersum utkane ze wspomnień babci

Chałupy kryte strzechą usytuowane wzdłuż drogi, pola uprawne rozsypane po pagórkach i ściana lasu na horyzoncie, to krajobraz wioski, w której dorastała moja babcia. Przy tworzeniu uniwersum „Na obydowskich łąkach”, towarzyszyły mi jej wspomnienia, które skrzętnie gromadziłam, w czasie kiedy jeszcze było to możliwe. Dzięki temu mogłam odtworzyć realia życia na wsi sprzed stu lat.

Garść fantazji ode mnie

Buńczuczny Władek, pyskata Helenka, piękna Karolka czy niepełnosprawny Niunek – bez nich trudno by było zrozumieć, jak wyglądało życie dzieci w tamtych czasach. Niektórzy z bohaterów istnieli naprawdę, innych wymyśliłam. Podobnie było z fabułą. Wyprawa na dworskie jabłka uwięzienie Helenki w skrzyni – te zdarzenia rzeczywiście miały miejsce, ale już historia z wilkami zrodziła się w mojej wyobraźni.

Przeskok w czasie do galicyjskiej wsi

Ciężka praca od najmłodszych lat, ograniczony dostęp do edukacji, konieczność szybkiego usamodzielnienia się, to rzeczywistość dzieci żyjących na początku XX w. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, że sześciolatka jest odpowiedzialna za rocznego brata czy siostrę, a dziesięciolatek, pracuje cały dzień w polu. Pasienie krów, przy którym dzieci spędzały najwięcej czasu, może się wydawać zajęciem niewymagającym wielkiego wysiłku. Przecież zwierzęta jedzą trawę albo odpoczywają i trzeba tylko patrzeć, żeby nie poszły „w szkodę”. Inaczej to wygląda z perspektywy pastuszków, którzy musieli niezależnie od pogody, spędzać na pastwisku po kilkanaście godzin dziennie.

Prawda o perspektywach, jakie mieli młodzi ludzie

Wyjść „dobrze” za mąż, mieć dom, dzieci i środki na ich utrzymanie, to nie były z pewnością jedyne pragnienia koleżanek Józka, niestety niewiele z nich mogło myśleć o innym życiu, choćby o nauce. Chłopakom marzył się dobry zawód albo gospodarstwo, z którego można zebrać godziwe plony. Nie każdy jednak miał tyle szczęścia, by odziedziczyć, chociaż kawałek urodzajnego pola, żeby zaś zostać stolarzem, szewcem czy kowalem, trzeba było terminować u majstra. Wiązało się to z dużymi kosztami, a poza tym nie każdy specjalista chciał się dzielić wiedzą, żeby nie „wychować” sobie konkurencji. Znalezienie sposobu na to, by zarobić na godziwe życie, stanowiło największą troskę dorastającej młodzieży.

Inspiracja do walki z przeciwnościami

Wydaje się, że współcześnie ludzie mają dogodne warunki do rozwoju i realizowania planów. Zajmuję się poradnictwem zawodowym i nieustannie spotykam ludzi, którzy mijają się ze swoim powołaniem. Przyczyny takiego stanu są oczywiście bardzo różne, niemniej jednak częstym powodem jest jakże powszechny w naszym społeczeństwie brak wiary w siebie. Józek Katarzyńców dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy i ufności w Bożą pomoc, potrafił przeciwstawić się utartym schematom i na przekór pokornej naturze, sięgnąć po marzenia. Czy to nie jest inspirujące?

Ciekawa i wartka akcja

Zależało mi na tym, żeby pokazać życie Józka i jego rówieśników w ciekawy sposób. Tak, żeby czytelnik przeniósł się do Obydowa, odwiedził dom Katarzyńców, pobiegł z Józkiem na łąkę, poznał jego „ziomali” i w ogóle, żeby poczuł choć przez chwilę klimat tamtych czasów.

Daj proszę znać jak mi poszło

 

“Na obydowskich łąkach”

 

Zajrzyj tutaj, żeby poznać Nutkę – kota, który został wyrzucony na śmietnik

 

Zajrzyj tutaj, żeby poznać Kudłatego, psa którego nie da się nie pokochać