Inspirujące rozmowy: „Traktuję siebie, jako rzemieślnika od rymów” – Mieczysław

 

 

„Poeci umierają powoli słowo po słowie aż do wyczerpania zapasów…” – Rozmowa z Mieczysławem Szabagą o poezji, teatrze i okienku na świat dla lokalnych twórców.

Mieczysław Szabaga to organizator amatorskiej działalności kulturalnej, Prezes Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Przemyślu, poeta, aktor, reżyser, a przede wszystkim miłośnik kultury.

Joanna: „Propagator kultury amatorskiej o interdyscyplinarnym zakresie” taką wzmiankę na Twój temat znalazłam w Internecie. Mógłbyś wyjaśnić, co się kryje za tym sformułowaniem?
Mieczysław Szabaga: Interdyscyplinarność, to połączenie różnych dziedzin sztuki. Poezja, teatr klasyczny, teatr uliczny, różnego rodzaju formy happeningowe, łączą się w jeden nurt kultury, a przecież różnią się  budową, formą wyrazu, strukturą.

J.: Która z tych dziedzin jest ci najbliższa?
M. Sz.: Na początku był teatr sensu stricto, czyli stare Fredreum. Ten teatr miał swoje oblicze, swoją wizję, swój niepowtarzalny, aczkolwiek staroświecki styl gry. Ja próbowałem wprowadzić na tę scenę teatr poezji, w oparciu o dzieła wybitnych poetów w tym noblistów nie tylko polskiego pochodzenia. Uważałem, że obowiązkiem miłośnika kultury, jest próba dotarcia do masowego odbiorcy, w sensie kulturotwórczym i edukacyjnym równocześnie. To miało przełożenie na połączenie teatru i poezji, stąd się wzięła ta płynność przejścia od jednej dziedziny do drugiej, niezrywająca z żadną z nich, traktująca je jako formy, które się uzupełniają.

J.: Jesteś jednym z założycieli i od lat dziewięćdziesiątych prezesujesz przemyskiemu oddziałowi Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Przemyślu. Czym zajmuje się stowarzyszenie?
M. Sz.: RSTK zrzesza poetów, prozaików, malarzy, fotografików, rzeźbiarzy, muzyków, tancerzy. Jeśli mówimy o tej interdyscyplinarności, zawsze zależało nam na tym, żebyśmy byli okienkiem na świat dla lokalnych twórców z różnych dziedzin i umożliwiali im zaprezentowanie się. Organizowane są wieczory autorskie, wystawy, spektakle. Jest to forma pozytywistycznej pracy, ukierunkowana na pokazywanie zdolnych ludzi z naszego środowiska.

fot. Zdzisław Czernecki

J.: RSTK nie ogranicza się do promowania twórczości klubowiczów. Jaka jest jego rola w propagowaniu szeroko pojętej kultury wśród lokalnej społeczności?
M. Sz.: Pokazujemy to, czego nie pokaże Centrum Kulturalne, czego nie pokaże Centrum Kultury i Nauki Zamek, czego nie pokażą inni, uprawiający kulturę na terenie miasta, czy powiatu. Włączamy się w różnego rodzaju przedsięwzięcia, organizowane przez ww. instytucje. Mamy też swoje projekty, choćby tematyczne wieczorki okolicznościowe z okazji Święta Poezji, Święta Zmarłych czy Walentynek. Rokrocznie przybliżamy twórczość poety bądź prozaika wskazanego przez senat RP, poprzez wykłady na jego temat i przypominanie utworów. Naszym znakiem firmowym są „Nadsańskie Spotkania Poetyckie”. To trzydniowe święto poezji oraz ludzi, którzy ją tworzą i kochają. Impreza połączona jest z ogólnopolskim konkursem poetyckim „O Wstęgę Sanu”, ponadto towarzyszą jej wykłady, wystawy i koncerty. Do współpracy zachęcamy młodzież szkolną oraz osoby z różnych placówek.

J.: Wyjaśnijmy przy okazji, dlaczego w nazwie stowarzyszenia znajduje się słowo „robotnicze”.
M. SZ.: W latach osiemdziesiątych, a konkretnie w 1980 r. ogólnokrajowy protest robotników, dał początek Solidarności. Siła tego ruchu zmieniała wszystko, co było zastałe i skostniałe. Robotnicy upomnieli się o swoją podmiotowość. Zerwano z tzw. „robolem”, którego zadaniem było tylko produkowanie i dostarczanie dochodu narodowego. Przed uzdolnionymi pracownikami fabryk i zakładów pracy otworzyła się szansa rozwoju w innych dziedzinach niż obszary zawodowe. Skończyło się klamrowanie i trzymanie w klatkach bardzo cennych inicjatyw, które stanowiły o szeroko pojętym rozwoju społecznym. Słowo „robotnicze” niczego nie zamyka ani nie otwiera. To słowo symbol. Robotnikiem był św. Józef, robotnikiem jest współczesny inżynier. To tylko kwestia nazwy i interpretacji, ale sens jest płynny. Dzisiaj do Stowarzyszenia może przystąpić każdy, niezależnie od tego, jaką profesję wykonuje. Więcej na temat Robotniczych Stowarzyszeń Twórców Kultury wyjaśnia Paweł Soroka.

J.: Czym dla Ciebie jest pasja?

fot. Zdzisław Czernecki

M. Sz.: Pasją mogę określić formę działania, na którą składa się praca nad realizacją sztuki teatralnej, scenariusza do wieczoru artystycznego, lub też próba stworzenia wiersza. Lubię przepływać pomiędzy różnymi obszarami sztuki, traktując je jako formy rozwoju i uzupełniania swojej wiedzy. To jest żywe i może się zmieniać, raz na rzecz teatru, raz na rzecz poezji czy też muzyki.

J.: Do tej pory wydałeś trzy tomiki: „Pętla bytu” – 2010, „Kwantyfikacja” – 2013, „Na delfijskim etacie” – 2020. Kiedy możemy się spodziewać następnego?
M. Sz.: Jest w trakcie realizacji. Będzie to tomik w formie dwujęzycznej pod tytułem: „Notatnik kanadyjski” i będzie ujmował dwa tygodnie pobytu w Kanadzie pewnego lata.

J.: W takim razie czekamy. A skoro mowa o środkach artystycznego wyrazu, zapytam Cię słowami Twojego wiersza: „Jakie ryzyko ponosi poeta malując swój autoportret?”
M. Sz. Poeta ponosi ogromne ryzyko, a równocześnie nie ponosi żadnego. Są ekshibicjoniści i są też skrywający się za parawanem swojej twórczości.  Prawda o sobie wydaje się być według nich zagrożeniem dla twórcy.  Z drugiej strony we współczesnej poezji można powiedzieć wszystko, a jakość tej wypowiedzi zależy od poety. Poezja wyczarowuje mit, który dotyczy jej posłannictwa, czyli tej trudnej sztuki wybiegania przed rzeczywistość, a z drugiej strony sporo poetów pokazuje wszystko, nie zastanawiając się, co piszą i ulegając modom.

J.: Jak na przestrzeni lat zmieniła się Twoja poezja? Jesteś odważniejszy czy może bardziej powściągliwy w wyrażaniu odczuć i emocji.
M. Sz.: Niewątpliwie uległa w ciągu wielu lat tworzenia ewolucji, jaką przechodzi też poeta w procesie doskonalenia warsztatu. W poezji trzeba pozostawić margines niedomówienia. Wiersz powinien być tak skonstruowany, ażeby jego sens zamykał się w puencie; przez cały utwór prowadzić do niej czytelnika, ale uważać żeby za wcześnie jej nie odsłonić. Poezja musi budzić emocje w odbiorcy i prowokować do przemyśleń, do których nie umiałby dojść, gdyby nie ten utwór. Taka poezja dowartościowuje. Ja nie wiem, czy spełniam wymogi tak wyrafinowanej poezji. Ambicja twórcy nie zawsze sięga Olimpu, raczej traktuję siebie jak rzemieślnika od rymów – dokładnie i w przenośni; wiemy, że współcześnie poezja zbyt często o rym nie zahacza. Czy jestem w tym tworzeniu spełniony, czy jestem na początku drogi, na środku czy na końcu, nie wiem. Wiem, że jestem w drodze.

fot. Zdzisław Czernecki

J.: Za wieloletnią działalność społeczną na rzecz kultury, zostałeś odznaczony przez Ministra Kultury odznaką – Zasłużony Działacz Kultury, Zasłużony dla Kultury Polskiej oraz,  Brązowym Medalem Gloria Artis. Gratuluję Ci. Powiedz, proszę, co poza takimi wyróżnieniami czerpiesz ze swojej pasji?
M. Sz.: Przychodzi mi do głowy taki refren: „Nie liczę zysków i strat”. Moja pasja oprócz próżnego dowartościowania ego, prowokuje do pogłębiania wiedzy w zakresie poezji i teatru. Ważne są również kontakty z otoczeniem – aspekt psychologiczny i socjologiczny. Ja nie liczę profitów, bo nagrody czy wyróżnienia, to nie są zyski dla kogoś, kto wgłębia się w kulturę i proces jej tworzenia. Straty w tym przypadku mają iluzoryczne znaczenie, ponieważ za tym procesem cały czas stoi misja tworzenia wartości dodanej, a jej celem jest środowisko odbiorcy i sympatyzujących z takim działaniem. Ten stan jest tak płynny jak życie, a strumień życia jest wartki. Ważne, żeby poetę niósł, ale go nie porwał.

J.: Życzę Ci zatem, żebyś widział więcej zysków niż strat i żeby RSTK przyczyniało się do promowania kultury oraz twórców w nim zrzeszonych. Dziękuję za rozmowę.
M.Sz.: Dziękuję

fot. Anna Szaruga