Kototerapia

Posiadanie kotów jest terapią samą w sobie. Podobnie jak pisanie, czy też czytanie na ich temat. Poznaj Nutkę, posłuchaj jej opowieści, a zafundujesz  sobie wizytę u najlepszego  terapeuty pod Słońcem.
 Cześć.

Nazywam się Nuta i jestem kotem.

Wiem, że są osoby, które za nic w świecie nie potrafią wyobrazić sobie mówiącego zwierzaka, ale są i takie, które mogą wyobrazić sobie wszystko, na co tylko mają ochotę. I coś mi się wydaje, że Ty do nich należysz.

 

Lubisz psy? W takim razie poznaj KUDŁATEGO 

Mam rację?

Jeśli tak, zdradzę Ci tajemnicę: jestem łaciatym agentem do przeganiania smutków. Moja misja to poszukiwanie dobrego humoru przez mruczenie, miauczenie, ocieranie się o nogi, wskakiwanie na kolana oraz łaskotanie wąsami. Rozśmieszam dzieci małe i większe, zdrowe i chore, chłopców i dziewczynki, a w szczególności nadąsane smutasy, tupiące niezadowolasy, kapryśne grymaśniaki oraz każdego, komu zgubił się dobry nastrój.

Chcesz wiedzieć, jak wyglądam?

Łaty nigdy nie wychodzą z mody

Jak już wspomniałam, jestem łaciata, a w zasadzie nie ja, tylko moje futerko, które ma szare placki rozrzucone na białym tle. Trochę mam ich na głowie, trochę na plecach, a reszta jest na ogonie. Wyglądają szałowo i nigdy nie wychodzą z mody. Dobrze, że ogon jest ciemny – w przeciwnym razie łatwo by się brudził, a brudne ogony są nieeleganckie.

Moje oczy są zielone jak trawa na łące, uszy szpiczaste jak trójkąty, a wąsy cieniutkie jak igiełki i sterczące na boki.  Wąsy u kota to bardzo ważna sprawa, pomagają lepiej widzieć, słyszeć i… łaskotać. No i dodają urody.

Moje oczy są zielone

Teraz kiedy już mnie znasz, opowiem Ci moją historię. Na początku będzie trochę smutno, ale zapewniam, że opowiadanie skończy się dobrze.

Wszystko zaczęło się w śmietniku – w takim wielkim, metalowym kontenerze, do którego wrzuca się odpady. Był bardzo zimny wieczór, porywisty wiatr zamiatał resztki liści, łamał gałęzie i przeraźliwie wył. Ludzie siedzieli w ciepłych domach, popijając herbatkę z sokiem malinowym, a w tym czasie, mnie i moje rodzeństwo, ktoś wrzucił do śmieci. Nie pamiętam, kto to był i nie wiem, dlaczego to zrobił – wyrzuca się stare rzeczy, a my byliśmy nowiutkimi kotkami.

Rzuć okiem na  to opowiadanie

Sterta worów w śmietniku była dla mnie ogromną górą.  Wdrapywałam się na nią, spadałam, znowu się wdrapywałam i znowu leciałam w dół. Poruszałam się na oślep, ponieważ małe kotki mają zamknięte oczy i z tego powodu nic, a nic nie widzą. Z różnych stron dochodził do mnie żałosny pisk mojego rodzeństwa, więc i ja dołączyłam do nich.

– Miau! Miau! Miau! Ratunku! Pomocy! Tu są trzy malutkie kotki! – Krzyczeliśmy z całych sił, aż rozbolały nas gardła. Niestety, małe stworzenia, mają cieniutkie głosiki, więc nikt nas nie słyszał. Po pewnym czasie nie miałam siły ani wołać, ani dalej się wspinać. Chciałam tylko przytulić się do kogoś i zasnąć.

– Miau – zamiauczałam żałośnie. – Czy jest tu ktoś, kto chce się przytulić?

– Miau – odezwała się cichutko moja siostrzyczka. – Ja tu jestem.

– Miau, miau – usłyszałam braciszka. – I ja.

Pomiaukując raz, po raz, podążaliśmy za swoimi głosami, aż w końcu spotkaliśmy się na środku kontenera. Mój brat był milutki i cieplutki jak kołderka, a siostra puszysta i delikatna jak chmurka. Wtuliliśmy się w siebie i od razu zasnęli.

Obudził mnie hałas.
Poderwałam się i skoczyłam przed siebie, nie wiedząc gdzie wyląduję. Na szczęście moja siostra i brat zrobili to samo. Ogromny wór wpadł do środka i stoczył się, tam, gdzie było nasze legowisko. Jak na komendę zaczęliśmy miauczeć. Człowiek, który właśnie wrzucił śmieci, usłyszał nasze piski i wyciągną nas z kontenera.

To był nasz DOBRODZIEJ, czyli ktoś, kto przyszedł z pomocą.

Nie wiem, kto to był i dlaczego to zrobił, byliśmy przecież wyrzuconymi i nikomu niepotrzebnymi zwierzątkami.

W lecznicy zawsze mieliśmy pełne brzuszki

Potem trafiliśmy do LECZNICY, czyli do szpitala, w którym leczy się zwierzęta.
Czy wiesz, jak się nazywa koci lekarz?
Oczywiście weterynarz. I nie ma się co go bać, bo on bardzo pomaga, chociaż czasem robi zastrzyki. Tam nas umyto, nakarmiono i podano leki. Codziennie rano przychodził pan doktor, badał nas i pytał:

– Jak się dzisiaj czują nasi pacjenci?

A my odpowiadaliśmy:

– Miau, miau – co znaczyło: bardzo dobrze.

Pan doktor był drugim DOBRODZIEJEM, jakiego poznałam.
W lecznicy zawsze mieliśmy pełne brzuszki, ciepłe legowiska, na których spaliśmy całymi dniami. Kiedy wypoczęliśmy, zaczynały się gonitwy, skakanie i inne kocie psoty. Czułam się tam jak w niebie.
Często mieliśmy gości. Przychodzili do nas WOLONTARIUSZE. Karmili nas, bawili się z nami i ciągle słyszałam, że szukają nam domu.

Wiesz, kto to jest WOLONTARIUSZ?
WOLONTARIUSZ to ktoś, kto koniecznie musi robić coś dobrego, bo bez tego nie może żyć.
WOLONTARIUSZE też są DOBRODZIEJAMI.

Pewnego dnia, bez żadnego ostrzeżenia, znalazłam dom, a właściwie to on znalazł mnie. Myślisz, że się z tego ucieszyłam? Wcale nie!

W nowym miejscu wszystko mnie przerażało – odgłosy, zapachy i ludzie, którzy zabrali mnie z mojego nieba. Cała się trzęsłam, kiedy przywieźli mnie do swojego mieszkania i postawili na podłodze. Zrobiłam kilka kroków, zatrzymałam się i podniosłam głowę. Moi nowi opiekunowie – dwie mniejsze i dwie większe osoby – patrzyli na mnie z góry. Nie podobało mi się to zbiegowisko, dlatego czmychnęłam pod kanapę. Zrobiło się okropne zamieszanie. Małe opiekunki próbowały mnie wyciągnąć, największy odsuwał kanapę, tylko ta średnia wiedziała, co trzeba robić z kotem, żeby go przyzwyczaić do nowego miejsca.

– Dajcie jej trochę czasu, musi się oswoić – powiedziała. – Nie zwracajcie na nią uwagi, zobaczycie, że za chwilę stamtąd wyjdzie.

Nie miałam zamiaru się oswajać. Wyszłam spod kanapy tylko po to, żeby uciec, niestety drzwi były zamknięte. Zaczęłam miauczeć tak jak wtedy w śmietniku.

– Oddajcie mnie z powrotem, bo wam podrapię meble! Albo pogryzę buta, albo zrobię coś okropnego pod stołem!

Wszystko na nic. Nikt mnie nie słyszał i nikt nie uratował.

– Kto tu tak żałośnie miauczy? – Usłyszałam głos tej miłej opiekunki. – Może to poprawi ci humor – powiedziała, stawiając przede mną miseczkę, ze smakowicie pachnącą potrawką.

Z pełnym brzuszkiem, poczułam się odrobinę lepiej. W domu było mnóstwo zakamarków, w których mógł się zmieścić, mały kotek i nikt więcej. Chowałam się w nich, opiekunki wołały:

– Kici, kici – co miało znaczyć: choć tu kotku, pobaw się z nami. Ponieważ wciąż się bałam, chowałam się jeszcze głębiej. I wtedy po raz pierwszy usłyszałam:

– Nutka.

Nie wiedziałam, co oznacza to słowo i nie zwracałam na nie uwagi. Z ukrycia wychodziłam wtedy, gdy nikogo nie było w pobliżu, albo jeśli byłam głodna. Szłam wtedy do pomieszczenia, w którym stała moja miseczka. Pachniało tam jedzonkiem, aż leciała mi ślinka i zawsze czekało na mnie coś pysznego. Kiedy kończyłam posiłek, opiekunowie pilnowali, żebym odwiedziła kuwetę i bili brawo, jeśli z niej skorzystałam. Trochę mnie to dziwiło, bo nie robiłam nic nadzwyczajnego – wiadomo, że potrzeby załatwia się tam, gdzie jest żwirek.

Po pewnym czasie zaczęłam się oswajać

Z czasem bałam się coraz mniej, ale najbezpieczniej czułam się w pobliżu miłej opiekunki. Pewnego razu podbiegłam, czepiłam się pazurkami jej ubrania i wdrapałam się na nią. Miała miły zapach i przytuliła mnie mocno, mówiąc ze śmiechem:

– Nie bój się Nutko, jesteś w domu.

Zrozumiałam, że to ja jestem tą Nutką i pomyślałam, że miło jest mieć swoje własne imię. Może dla Ciebie imię to żadna atrakcja, bo ty swoje masz od urodzenia. Mnie nikt nie nazwał, bo nie wymyśla się imion kotom, które mają być wyrzucone.

– Nutka, nutka, nutka – zamiauczałam pod nosem i pomyślałam, że przepięknie się nazywam.

Mijały dni i noce, powoli zaczęłam się oswajać. Muszę przyznać, że trochę rozrabiałam; wspinałam się po firankach, gryzłam kwiatki w doniczkach, drapałam kanapę, wskakiwałam na stół. Nie robiłam tego specjalnie, po prostu kotki takie już są – sporo z nimi kłopotów.

Kici, kici

Pobaw się z nami

Małe opiekunki wymyślały dla mnie różne zabawy. Najbardziej lubiłam gonić za sznurkiem, do którego przywiązany był szeleszczący papier. Żeby go złapać, musiałam wymyślić jakiś podstęp, bo był szybszy niż ja. Chowałam się pod fotelem i wyskakiwałam z ukrycia, kiedy był blisko albo udawałam, że śpię i nasłuchiwałam. Właśnie wtedy z pomocą przychodziły moje wąsy. Nawet jeżeli mam zamknięte oczy, doskonale wiem co się dzieje wokół mnie i rzucam się na zdobycz w odpowiednim momencie.

Opiekunki zawsze były uradowane, z moich dokonań, ale ja nie bardzo. To, co złapałam, nigdy nie nadawało się do jedzenia i szybko rozpadało się w moich łapkach, jednak za każdym razem, kiedy trafiła się okazja do polowania, byłam zadowolona. Jestem przecież drapieżnikiem i muszę ciągle coś łapać.

Pewnego razu, ktoś zostawił otwarte drzwi na zewnątrz. Podeszłam ostrożnie i wyjrzałam. Poczułam zimny powiew na nosie i mnóstwo zapachów, których się bałam. Nie mogłam jednak zmarnować okazji, żeby wrócić do mojego nieba. Wymknęłam się i co sił pobiegłam na poszukiwanie starego domu. Biegłam, biegłam i biegłam, aż nagle przypomniałam sobie, że nie zabrałam miseczki, drapaka, a najgorsze było to, że nie zabrałam imienia. Zatrzymałam się. Wiedziałam, że nie potrafię, w swoim kocim języku, nikomu z ludzi powiedzieć, jak się nazywam. Z drugiej strony wciąż jeszcze tęskniłam za siostrą i bratem, za wolontariuszami, za głosem pana doktora.

Ciekawe czy jest już obiad?

– Nutka, nutka, nutka – zamiauczałam, żeby pożegnać się z imieniem i już miałam pobiec dalej, kiedy zrozumiałam, że nie mogę.  Zdążyłam pokochać wszystkich mieszkańców mojego nowego domu, przyzwyczaiłam się do ich zapachów i głosów, do zabaw i psikusów.

– Za nic w świecie nie mogę ich zostawić – powiedziałam, oczywiście po kociemu i pobiegłam w stronę, z której przyszłam. Znalazłam się na placu, na którym stało mnóstwo samochodów. Nie mogłam sobie przypomnieć czy przechodziłam tamtędy, a poza tym, z placu można było iść w różnych kierunkach. Właśnie zastanawiałam się, którą ścieżkę wybrać, kiedy poczułam psi zapach, a po chwili usłyszałam warczenie. Zaczęłam uciekać i sama nie wiem, jakim sposobem, znalazłam się na drzewie. Wielki, kudłaty pies, nie potrafił wdrapać się za mną, ale wcale nie miał zamiaru odejść. Byłam w tarapatach – tym razem przez swoją nieostrożność.

Na szczęście trafił się kolejny DOBRODZIEJ, który otoczył opieką. Potem zrobiłam się sławna. Moje zdjęcia zostały rozwieszone w różnych miejscach z informacją, że jestem cała i zdrowa Jeszcze tego samego dnia do nich wróciłam.

Teraz mam tylko jeden dom i czuję się w nim jak w niebie.

Mała sesja zdjęciowa

Dorosłam i zmieniłam swoje zwyczaje. Przestałam wspinać się po meblach, firanki, buty i kanapy też są bezpieczne. Niestety są takie rzeczy, których nigdy nie uda mi się zmienić. Ciągle gubię sierść, którą trzeba codziennie sprzątać, moja miseczka musi być zawsze czyściutka, podobnie jak kuweta. Na szczęście opiekunowie, u których mieszkam, bardzo o mnie dbają.

TO NAJLEPSI DOBRODZIEJE NA ŚWIECIE!

 

I to tyle, co chciałam Ci opowiedzieć. Oczywiście miałam jeszcze wiele przygód, ale o nich innym razem, a teraz zdradzę Ci jeszcze jedną tajemnicę: KIEDY ZWIERZĘ CIĘ POKOCHA, JUŻ NIGDY NIE PRZESTANIE.  Kto chce mieć kota psa, albo innego zwierzaka, musi dobrze przemyśleć swoją decyzję.   DOBRODZIEJ musi być odpowiedzialny.

Jeśli masz swojego pupila, spędzaj z nim jak najwięcej czasu, pilnuj, żeby miał wszystko, czego mu potrzeba, rozmawiaj z nim, rysuj go, śpiewaj dla niego, głaskaj i przytulaj.

To smutne jeśli w twoim domu nie ma odpowiednich warunków dla zwierząt.   Być może przyjdzie taki czas, że i u Ciebie pojawi się przyjaciel. A kiedyś, gdy do tego dorośniesz, możesz zostać WOLONTARIUSZEM.

Tymczasem zrób zdjęcie ulubieńca i powieś nad łóżkiem. Możesz też wyobrazić sobie, że to ja jestem twoim przyjacielem. Chcesz? Zamruczę Ci do ucha, tylko uważaj na wąsy – łaskoczą. A ty możesz podrapać mnie za uchem. Mrrr, uwielbiam to!

Skoro potrafisz wyobrazić sobie kota, który mówi, to jestem pewna, że z głaskaniem też sobie poradzisz.

No to jak będzie, pobawisz się z Nutką?

Przenieś się w czasie do małej wioski pod Lwowem i poznaj  JÓZKA,  chłopaka, który nie bał się walczyć o swoje marzenia

 

 

Pobaw się ze mną