Na Obydowskich łąkach

Fragment opowiadania o życiu Wenantego Katarzynca  „Drogi i bezdroża” 
( Pierwsze miejsce w Konkursie Literackim  “Ojciec Wenanty – czy znasz?” ) 

 

 

Grupka dzieciaków stłoczyła się pod zadaszeniem przyległym do stodoły.

– Właź Helenka do środka – nakazał piegowaty chłopak, unosząc wieko od skrzyni na zboże.

– Nie wejdę, bo tam ciemno! – odpyskowała dziewczynka. Miała osiem, może dziewięć lat, ciemne włosy splecione w warkocz i jak inne dzieci chodziła boso.

– Musisz. Kazania nie słuchałaś, a to grzech. – Piegus nie ustępował. Blady był i chudy, z ciemnymi, króciutko przystrzyżonymi włosami i podkrążonymi oczyma, strachu w nikim wzbudzić nie był w stanie, ale umiał więcej wskórać dobrocią i życzliwością, niż inni krzykiem i groźbami.

– Nie jesteś księdzem i nie muszę cię słuchać! – Wychowana wśród czterech braci Helenka, była harda i pyskata, a przy tym żywa jak iskierka; na miejscu długo usiedzieć nie potrafiła i gadanie wszelakie szybko ją nudziło.

– To dla twojego dobra. Musisz się przekonać, co czeka tych, którzy Słowo Boże lekceważą. Lepiej, teraz w skrzyni posiedzieć, niż kiedyś do piekła trafić.

– Co ty Józek za dziwadła gadasz? – wtrącił się Kazik, brat Helenki, patrząc spode łba na to, co się dzieje. – Wszyscy wiedzą, że w piekle ognie goreją, a grzeszniki w kotłach ze smołą siedzą. W skrzyni ani trochę nie jest tak, jak w piekle.

– A właśnie że jest. I duszno, i strach, i wyjść nie dasz rady – odparł Józek. – No właź Hela, a potem opowiesz wszystkim, jak ci tam było.

Dziewczynka spojrzała z nadzieją na brata, który silniejszy był niż Józek i z łatwością, mógł ją uratować. Ten jednak głowę zwiesił i ze zmarszczonym czołem, słowa kuzyna rozpamiętywał. Weszła więc do paki, położyła się na boku i pozwoliła, aby ciężkie wieko zamknęło się nad nią z hukiem.

Pozostałe dzieci otoczyły skrzynię, czekając, co się wydarzy. Niektóre usiadły nawet na wierzchu – na wszelki wypadek, gdyby dziewczynka, za wcześnie karcer chciała opuścić. Ku ich niezadowoleniu, żadnych krzyków, ani nic podobnego nie było słychać. Część z nich, zawiedziona brakiem awantury, znalazła sobie inne zajęcie. Pozostałe domagały się, żeby Józek dziewczynkę na wolność wypuścił, lecz on nie zważając na ich wrzaski, różaniec z kieszeni wyciągnął i modlił się bezgłośnie, zwrócony twarzą w stronę kościoła.

Znany był z zamiłowania do religii. Codziennie chodził na msze, przy kapliczkach się modlił, a i przy pasieniu krów często odchodził od rozwrzeszczanej gromady, by pogrążyć się w myślach o Bogu.

Miał też zwyczaj wygłaszać rówieśnikom, ułożone przez siebie kazania. Słuchali go młodsi i nawet starsze rozrabiaki, choć mówił o rzeczach niesłychanych, słowa dobierał proste i trafne. Był jak ksiądz albo nauczyciel, tyle że jego lepiej potrafili zrozumieć.

Tymczasem dzieciaki, widząc, że kara prędko się nie skończy, umilały sobie oczekiwanie, wymyślając, co Hela zrobi, jak już ze skrzyni wyjdzie:

– Powie matce, a ta ciotce. Będzie się musiał Józek wytłumaczyć – powiedział Kazik.

– Pójdzie na skargę do księdza, a ksiądz go więcej do ołtarza nie dopuści – uważała Nastka, rówieśnica Helenki.

– Jak to dziewucha, poryczy się, albo zemdleje – śmiał się Władek, najstarszy ze wszystkich.

Jednak, kiedy Józek wieko otworzył, Helenka mrużąc oczy, wyszła ze skrzyni spokojna i tylko zaczerwienione powieki mogły świadczyć o tym, że być może płakała.

– Jak tam było? – dzieciaki otoczyły ją zwartym kołem. – No powiedz, bałaś się? Mów Hela, co się ociągasz, chybaś w tej skrzyni języka w gębie nie zapomniała?

Dziewczynka długo milczała, jakby nie mogła zrozumieć, czego od niej chcą. W końcu otrzepała zakurzoną sukienkę, rękawem wytarła nos, a na koniec zaplotła warkocz, który rozplątał się do połowy.

– Strasznie tam było – odrzekła cichutko.

– E tam, co to jest, przez jeden różaniec w skrzyni posiedzieć? – powątpiewał Władek

– Co to jest?! Co to jest?! – rzuciła się w jego kierunku – A wleź se do skrzyni, to zobaczysz. Zaraz ci się wszystkie diabły i cudaki przypomną. Ręce do ciebie wyciągać będą i miny okropne stroić. A ty widzisz te szkarady caluśki czas, jak masz oczy otwarte i jak zamkniesz, bo tam ciemno jest!

– No dobra, wierzę ci. – Władek nie miał zamiaru skorzystać z propozycji.  – Ale jakbyś wołała, że ci tam tak straszno, zaraz byśmy cię wyciągnęli i Józek nic do gadania by nie miał.

– Jeszcze, czego? Jakbym za szybko wylazła, to bym się za mało wystraszyła, a teraz już wiem: Za nic do piekła nie chcę iść! Rozumiesz? Za nic!

Więcej pytań nie było. Dzieciaki z powagą spoglądały na skrzynię, która groźnie szczerzyła na nie ciemne wnętrze. Żadne nie miało ochoty tam trafić.

– Jesteś mądra i odważna – odezwał się w końcu ten, który do konfrontacji doprowadził. – Pamiętaj, ty sama zadecydujesz, czy kiedyś będziesz w niebie, czy… w skrzyni siedzieć. To mówiąc, pogłaskał ją po głowie i tak żeby nikt nie widział, wcisnął w dłoń cukierka – rzadki rarytas wśród wiejskiej dzieciarni.