Rosół.

Tak jak w bieszczadzkich lasach są ostępy, gdzie nie zapuszcza się nikt prócz mgły, tak i w naturze człowieka są miejsca, do których nie ma dostępu żadna świadoma myśl. Przeczytaj opowiadanie „Rosół” i zobacz, co się dzieje, kiedy budzą się do życia   mroczne instynkty, uśpione w zakamarkach ludzkiej duszy.

 

 

Małgorzata obudziła się po jedenastej. Usiadła na łóżku, rozmasowała obolały kark i zaczęła analizować wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
Popełniła błąd, który będzie ją dużo kosztował.
Miała złe przeczucia, kiedy zobaczyła ich po raz pierwszy. Spodziewała się pary kochanków szukających azylu, w zaciszu bieszczadzkich lasów, tymczasem z samochodu, który zajechał pod pensjonat, wysiadło dwóch mężczyzn. Rezerwacja na koniec listopada, pytania, jak duże ma obłożenie pokoi – wszystko to wskazywało, że komuś zależy na dyskrecji. Dlatego obserwując przez okno gości, wypakowujących bagaże, miała nadzieję, że to jednak para.
Lubiła zakochanych. Nie zwracali uwagi na to, co się dzieje wokół nich. Ułatwiali jej zadanie.
Okazało się jednak, że są braćmi.
Młodszy wydawał się nieśmiały, mało się odzywał i uciekał wzrokiem, za każdym razem, kiedy na niego spojrzała.
Starszy od początku ją adorował.

– Mam nadzieję, że po kolacji, nasza piękna gospodyni, napije się z nami wina.

Napiła się. Potem za dużo mówiła, za głośno się śmiała, więc kiedy zapukał do niej w nocy, pomyślała, że jest mu to winna…

Obraz Jerzy Górecki z Pixabay

 

– Będę czekała z kolacją. – Pomachała im przez okno, kiedy o świcie wychodzili na szlak.

To miała być ich ostatnia kolacja, więc postanowiła, że przygotuje coś wyjątkowego. Uznała, że po całym dniu na chłodzie, dobrze zrobi im gorący rosół.
Było już dobrze po zmroku, kiedy zaskrzypiały drzwi wejściowe. Zobaczyła młodszego z braci, idącego szybko przez hol.

– Nareszcie ­ – zawołała z kuchni – już zaczynałam się martwić.  Gdzie Krzysztof?

– Nieważne – burknął przez ramię, wbiegając na schody.

­            Po chwili zszedł do jadalni.
Podała mu kolację i usiadła przy nim. Patrzyła na łyżkę, wędrującą tam i z powrotem pomiędzy talerzem a jego ustami. Niemal widziała, jak złocisty płyn spływa przełykiem do żołądka i dalej, do wszystkich komórek ciała. Delikatny meszek nad górną wargą chłopaka, pokrył się kropelkami potu.  Policzki miał zaognione, może przez rosół, a może przez nią – tego nie wiedziała.

– Co z twoim bratem?

Spojrzał na nią po raz pierwszy, odkąd przyjechał.

– Nie twoja sprawa!

Odgarnęła mu włosy z czoła.

– Mnie możesz powiedzieć. Przecież jesteśmy przyjaciółmi.

Złapał ją za przegub i przyciągnął do siebie. Pachniał ziemią i rosołem.

– Nie wtrącaj się, bo pożałujesz! – wycedził przez zaciśnięte zęby.

Małgorzata przysunęła się jeszcze bliżej. Wytrzymał jej spojrzenie, ale wiele wyczytała z tych pięknych oczu w kolorze mchu. Był przerażony i niczym zranione zwierzę, gotowy do walki na śmierć i życie.
To było zabawne. Nie mówiąc ani słowa, zdradzał, że ma  na sumieniu  coś strasznego i coraz bardziej się jej podobał. Żałowała, że to nie on zapukał do niej zeszłej nocy. Nie miałaby nic przeciwko, żeby odrobić tę stratę, ale było już za późno.  Oczy powoli zachodziły mu mgłą.

– Już czas – szepnęła.Obraz Hans Braxmeier z Pixabay

Szedł z nią bezwolnie, z uśmiechem na ustach, dopiero na schodach do piwnicy przystanął, jakby się czegoś domyślał. Wzięła go za rękę i delikatnie pociągnęła za sobą. Wyrwał ją i zatoczył się na ścianę. Pomogła mu utrzymać równowagę. Więcej się nie bronił. Zaprowadziła go na miejsce, ułożyła na posłaniu i utuliła.  Zasypiał w jej ramionach jak dziecko.  Pożegnała go pocałunkiem w czoło.
Wracając na górę, usłyszała kroki. Zrozumiała, że popełniła błąd myśląc, że starszy brat już nie wróci.  Jej mózg zaczął pracować na pełnych obrotach, niczym u szachisty, który przewiduje ruchy przeciwnika.
Poprawiła włosy i wygładziła sukienkę. Była gotowa.

– No wreszcie! Zaraz podam ci kolację – powiedziała, wbiegając do jadalni.

– Za chwilę – odparł, patrząc na talerz z niedojedzonym rosołem.  – Gdzie Tomek?

– Nie wiem, niezbyt rozmowny ten twój brat. Może poszedł cię szukać – zawołała.

Słyszała, jak Krzysztof wbiega na schody i po chwili wraca, wciąż nawołując brata:

– Tomek!? – Jego głos zdradzał niepokój.

Była gotowa na wszystko, kiedy wszedł do kuchni.

– Bez butów, nie mógł nigdzie pójść – powiedział z wyrzutem, stając tuż za nią.

– Chyba nie myślisz, że go zjadłam?  – Odwróciła się z uśmiechem.

Oczy, które wczoraj patrzyły na nią z zachwytem, teraz pełne były złości. Dlaczego oni nic nie rozumieją? Chroni ich przed okrucieństwem tego świata, przed wszystkimi dramatami, jakie mogą ich spotkać w życiu. Daje wolność. A co otrzymuje za swoje poświęcenie? Niewdzięczność. To niesprawiedliwe! Tak nie powinno być!
Nie wiedząc, co robi, pchnęła na oślep, nożem, który miała w ręce. Krzysztof się tego nie spodziewał. Ze zdziwieniem patrzył na powiększającą się plamę czerwieni na swojej koszuli. Chwycił za rękojeść wystającą spod żebra, próbując wyciągnąć narzędzie zbrodni. Miała wrażenie, że za chwilę tak się stanie, ale zabrakło mu siły.  Osunął się na kolana.  Krew rozlewała się coraz bardziej, spływała przez palce zaciśnięte na nożu, kapała na białe kafelki. Cierpiał. Małgorzata nie umiała mu pomóc. Była sparaliżowana widokiem krwi i oniemiała z przerażenia. Kiedy, próbując utrzymać równowagę, położył zakrwawioną dłoń na jej udzie, uciekła do lasu.
Nie pamiętała, ile czasu minęło, zanim ochłonęła i pozbierała myśli. Wracając, ostrożnie uchyliła drzwi wejściowe. Leżał w jadalni. Doczołgał się tam, znacząc swą drogę krwawą smugą.  Wiedziała, że nawet jeśli uda się jej wyczyścić podłogę, nigdy nie zmyje tej krwi ze swojej pamięci.  Krew to ból i okrucieństwo, a przemoc ją brzydziła.Obraz M. H. z Pixabay

Całą noc zacierała ślady. Musiała zataszczyć trupa do piwnicy, zakopać oba ciała, a potem posprzątać kuchnię i jadalnię. Nad ranem obolała, rzuciła się na łóżko.

 

Promienie jesiennego słońca, które na chwilę wydostały się zza chmur, wyrwały ją z zadumy.  Doszła do wniosku, że ma dosyć tych mrocznych lasów i zimy trwającej pół roku.  Musi poszukać innego miejsca. Potrzebuje więcej światła.
Była już spakowana, kiedy na podwórze zajechał radiowóz.

– Straż graniczna udaremniła przerzut, przez zieloną granicę. – Policjant podsunął jej pod nos dwa zdjęcia. – Poszukujemy przemytników, którym udało się wymknąć z obławy.

– To jakaś pomyłka! Oni są tacy mili.

– Nie wie pani gdzie teraz są?

– Mieli iść  na Caryńską….

– Pozwoli pani, że zaczekamy?  Ci ludzie mogą być niebezpieczni.

– Oczywiście – powiedziała z uśmiechem. – Tymczasem zapraszam na rosołek.