Smak tamtych dni

Pamięci walczących w Powstaniu Warszawskim

fragment

Ostrzał wroga odciął ich sekcję na Starówce. Schronili się w ruinach kamienicy. Czarny z braku innego zajęcia obserwował smarkulę, która dołączyła do oddziału kilka dni wcześniej. Była jeszcze młodsza niż Mały, ale tak samo harda i narwana. Jej warkocze – mysie ogonki, aż się prosiły, żeby za nie pociągnąć.  Bawiła się nimi, przywiązując wstążkę raz na jednym, raz na drugim; nie mogła zdecydować, który ozdobić, w końcu oba połączyła wielką, czerwoną kokardą.

– Co tu robisz? Do domu idź! – Czarny warknął na nią, przechodząc obok, kiedy już dostali rozkaz do wymarszu.

– Nie mam domu. – Posłała mu spojrzenie zimne niczym stal i pobiegła przodem.

Nagle wybuch rozdarł powietrze i rozrzucił ludzi po ziemi. Słychać było przekleństwa i jęki. Pył wdzierał się do oczu i nosa, mieszał ze smakiem krwi. Czarny przylgnął do chodnika i odbezpieczył pistolet. Potem uniósł się na łokciach, przeczołgał kilka metrów i strzelił. Seria z karabinu maszynowego przeleciała tuż nad jego głową. Cofnął się i skulił pod murem.

– Tędy. – Czyjeś dłonie złapały go za bluzę i powlekły za sobą. Oprzytomniał i stanął o własnych siłach. Biegnąc za innymi, zobaczył te mysie ogonki pomiędzy zwałami gruzu, przykryte kurzem, dumnie zdobne czerwoną kokardą.

Pojedyncze wystrzały w oddali towarzyszyły im, kiedy wieczorem przeszukiwali rumowisko. Leżała w tym samym miejscu.  Krwawy kołtun zamiast warkocza rozwiał nadzieję, że może żyje. Czarny podszedł i odrzucił gruzy. Ostrożnie, jakby się bał, że ją zaboli, podniósł to kruche ciałko i ułożył w zagłębieniu swojego ramienia. Niewiele ważyła i niewiele miejsca potrzebowała w wykopanym naprędce dole.

„Dziewczynka lat dwanaście”, napisał na tabliczce, którą przymocował do krzyża. „Zosia”, dopisał ktoś po kilku dniach.