Bieszczadzkie anioły w Przemyślu – relacja z koncertu Stare Dobre Małżeństwo

SDM "Chłopak z plakatu"
Stare Dobre Małżeństwo, to zespół znany z piosenki poetyckiej i ballady folkowej. Muzyka SDM przemawia do setek ludzi, którzy przychodzą na koncerty, by odpocząć od zgiełku i pośpiechu, dnia codziennego. Przeczytaj relację z koncertu i dowiedz się, dlaczego jeszcze warto kupić bilet na występ tego zespołu.

 

Historia SDM sięga czasów, kiedy świat podbijała muzyka charyzmatycznej czwórki z Liverpoolu. W gronie ich fanów znaleźli się licealiści z Pomorza, którzy chwycili za gitary, by zacząć przygodę z muzykowaniem. Jakie mieli szanse, by zaistnieć w branży, bez pieniędzy, wykształcenia muzycznego, w realiach lat siedemdziesiątych? Wydawałoby się, że znikome, a jednak młodzieńcze marzenia dwójki przyjaciół przybrały kształt zespołu. Na przestrzeni lat, zmieniał się skład formacji, poszerzał repertuar i grono zwolenników. Dzisiaj SDM jest najbardziej rozpoznawalnym przedstawicielem swojego gatunku.

 

Wiem, kim jestem, skąd przybywam, dokąd zmierzam –
Własnym tropem, tak od lat, jak gończy pies.

 

Młodziutki Krzysztof Myszkowski, pisząc pierwsze wiersze w zeszycie z języka polskiego, nie spodziewał się zapewne, że w przyszłości będzie nagrywać płyty z własnymi tekstami, a wybrzdąkując w akademiku – młodości schronie – pierwsze kompozycje, nie wiedział, że kiedyś na wieść o jego występach, sale koncertowe będą się zapełniać po brzegi. Zanim jednak otworzyły się drzwi możliwości do marzeń, trzeba było ruszyć na przekór wszystkiemu samotnie przez świat.

Utwory SDM nie są emitowane w mediach. Na szczęście można ich posłuchać na koncertach choćby na takim, jaki miał miejsce w piątek 23 lipca 2021 roku na scenie Centrum Kulturalnego w Przemyślu. Zespół  w składzie: Krzysztof Myszkowski – śpiew, gitara, harmonijka ustna, Tomasz Pierzchniak – gitara basowa, kontrabas, Wojciech Czemplik – skrzypce, ponad dwie godziny  dawał czadu, aż trzęsły się w posadach mury tej szacownej instytucji. Wiem, że „dawanie czadu” nie pasuje do zespołu, który w swoim repertuarze ma przede wszystkim łagodną muzykę, ale każdy, kto kiedykolwiek był na koncercie SDM, wie, jaka energia wyzwala się na scenie.

 

Aktualnie zespół promuje najnowsze utwory, autorstwa Krzysztofa Myszkowskiego. Ja jednak wciąż mam sentyment do pierwszych płyt z poezją Stachury na czele. W nich wybrzmiewają echa mojej młodości. Z nimi wracają wspomnienia.

I nie tylko ja mam takie odczucia.  Kiedy pojawiają się znajome akordy, poprzez dźwięki akompaniamentu, przebija się śpiew publiczności. Na początku słychać pojedyncze głosy, nieśmiało wtórujące wokaliście przy refrenach, z czasem śpiew staje się głośniejszy, by w końcu uciszyć instrumenty i wybrzmieć a capella, skwitowany pobłażliwymi uśmiechami muzyków.

Nucimy „Bieszczadzkie anioły” „Blues o czwartej nad ranem”, „Jest już za późno”. Milczymy, zasłuchani kiedy zespół prezentuje utwory z najnowszej płyty. Wokalista prosi, by dać im szansę i chociaż brzmią obco, to charakterystyczna barwa głosu Myszkowskiego, sprawia, że powoli zatracamy się w ich głębi.

Na niektóre piosenki warto czekać całe życie…
Dopiero […] doświadczenie – niedostępne we wczesnej nawigacji człowieka – pozwala dostrzec to, co ważne, piękne, mądre i prawdziwe.

Nowe teksty bazują na doświadczeniu życiowym i wieloletniej obserwacji świata, autora. W połączeniu z komentarzami okraszającymi każdy utwór pokazują, że głos, tego wokalisty stworzony jest nie tylko do śpiewania, ale także do demonstrowania, niezgody na porządki tego świata.

Chciałoby się zatrzymać czas, zamknąć oczy i bez końca delektować tym kalejdoskopem emocji.  Krzysztof Myszkowski dobrze o tym wie. Nie żałuje gardła, bisuje kilkukrotnie, uwodzi swoim nieśmiałym uśmiechem, czaruje elokwencją i poczuciem humoru. Raz „ryknie”, by podkreślić wagę słów, to znowu ścisza głos do szeptu, jeszcze bardziej trafiając do naszych serc. To rozśmieszy, to wzruszy – kiedy jego głos splącze się z dźwiękami instrumentów, brakuje słów, żeby określić, co się czuje. I dobrze, że tak jest, bo właśnie po te trudne do nazwania nastroje i ulotny klimat, idzie się na koncert.

Krzysztof Myszkowski mówi o sobie, że stanowi dodatek do słów i muzyki. To nieprawda. On jest zaklinaczem emocji, który już czwartą dekadę wiedzie nas przez cudne manowce metafor i dźwięków, a my podążamy za nim jak zaklęci.

I w zasadzie nic przez te wszystkie lata się nie zmienia. Może tylko trochę więcej siwych włosów i zmarszczek, ale tego miejmy nadzieję, wokalista SDM, ze swojego miejsca na scenie, na naszych skroniach i twarzach nie dostrzega.