Inspirujące rozmowy: Bardotka w czerwonej sukience – Małgorzata.

Rozmowa z Małgorzatą Stankiewicz, autorką tekstów i aranżacji do wierszy poetów z rodzimego podwórka, jak i do własnych – o przełamywaniu barier, czerwonej sukience i radości, jaką czerpie z tworzenia.

Przez lata nie przywiązywała wagi do rymów, które wychodziły spod jej pióra. Tworzyła aranżacje do cudzych tekstów, które potem nuciła dzieciom do snu. Nie spodziewała się, że któregoś dnia, zaprezentuje je szerszej publiczności; najpierw nieśmiało drżącym głosem z poczuciem, że nadużywa uwagi swoich słuchaczy, potem coraz pewniej, by w końcu uwierzyć, w emocje, które niesie jej głos. Posłuchaj.

Joanna: Twoje aranżacje wybrzmiewają na wieczorkach poetyckich i koncertach literackich. Można powiedzieć, że w lokalnym środowisku jesteś rozpoznawalna, ale wiem, że kiedyś miałaś duże wątpliwości, czy Twój głos przypadnie do gustu publiczności. Trudno było przełamać obawy przed wyjściem na scenę?
Małgorzata Stankiewicz: Bardzo trudno. Musiałam w sobie pokonać wiele barier, powalczyć z tremą, z poczuciem niższości względem innych wykonawców. Przekonałam się jednak, że jak się śpiewa tak zwyczajnie, po swojemu, to emocje przekazane w aranżacjach są prawdziwe.

J.: Zrozumienie poezji nie jest łatwe, natomiast słowa wierszy, niesione melodią wpadają w ucho, wzruszają, zapadają w pamięć. Wielu poetów podrzuca Ci teksty, licząc na to, że stworzysz do nich melodię, ale wiem, że nie każdy tekst Ci „leży”. Na jakiej podstawie wybierasz wiersze, do których tworzysz muzykę?
M.S.: Wiersz musi zaciekawić, poruszyć, lubię wejść w niego „z butami”. Ważne by uchwycić jego sens i melodią, wykonaniem zaakcentować to, co autor chciał w nim przekazać. Tak  jak tu. Czasem jednego dnia tekst wydaje mi się nie do zaaranżowania, a po jakimś czasie stworzę do niego melodię w pięć minut, a czasem faktycznie ta melodia nie powstanie. Nie ma tu żadnego klucza. To kwestia dobrego układu z Duchem Świętym, czy też natchnieniem.

J.: Sama też piszesz teksty i mam wrażenie, że we własnym repertuarze czujesz się najlepiej.
M.S.: Jest pewna wygoda w tworzeniu własnego repertuaru, bo piszę co chcę i jak chcę, ale nie powiedziałabym, że czuję się w nim najlepiej. Mam ulubione teksty od znanych mi poetów, które są świetne. Wykonuję je znacznie częściej niż swoje.

J.: Jak byś określiła to, co robisz, jesteś piosenkarką, kompozytorką, tekściarą?
M.S.: Jestem krytyczna wobec swojego śpiewania, zawsze powtarzam, że mam lepszy słuch niż głos, tak więc piosenkarka odpada. Ktoś wymyślił dla mnie żeński odpowiedni barda: „bardzica” albo „bardotka” (śmiech). Zdarzyło mi się być przedstawiana jako „pieśniarka”, ja mówię o sobie: „Małgosia jestem”.

J.: Skończyłaś szkołę muzyczną pierwszego stopnia w klasie fortepianu, ale jak to w życiu bywa, na długie lata rozstałaś się z muzyką. Kiedy zrozumiałaś, że ona wiąż w Tobie żyje?
M.S.: W mocno dorosłym już życiu. Miałam kilka swoich pioseneczek gdzieś na dnie szuflady i długo sobie tam po prostu były. Leżały tam też kompozycje do tekstów przemyskiej poetki Teresy Paryny, wyśpiewywane jedynie dzieciom do zasypiania. Miałam też w domu starą gitarę, na której nie umiałam grać, ale pod potrzeby śpiewu przy ognisku, postanowiłam się z nią troszkę „poszarpać”. Tak naprawdę swoją przygodę z umuzycznieniem i prezentowaniem poezji, rozpoczęłam 9 lat temu.

J.: Z Twoimi występami najbardziej kojarzy mi się czerwona sukienka, ale wiem, że w szafie masz wiele ciekawych kreacji.
M.S.: Kreacjami bym tego nie nazwała. Wkładam na siebie to, w czym czuje się w miarę dobrze. To fakt, że zaprzyjaźniłam się z czerwonym kolorem i takich sukienek mam najwięcej. Każdy, kto występuje publicznie skupia na sobie uwagę więc myślę, że z szacunku dla publiczności trzeba strój dostosować do okazji.

J.: Co, poza śpiewaniem jest dla Ciebie ważne?
M.S.: Szacunek do ludzi, dystans do siebie i poczucie humoru. Bardzo cenię sobie czas spędzony z bliskimi. Celebruję każdą taką chwilę i cieszę się nią. Wielką radość sprawia mi też moment, w którym informuję, autora tekstu, że skomponowałam melodię. Nie potrafię opisać co czuję, kiedy widzę pozytywne zaskoczenie i radość w jego oczach.
Układam na różne okazje, rymowane historie, które również wywołują uśmiech na wielu twarzach. Poza tym uwielbiam zwiedzanie. Wczuwam się w klimat miejsc, które odwiedzam, zachwycam pięknem architektury i przyrody.

J.: Spróbuj w kilku zdaniach podsumować, czym dla Ciebie jest Twoja pasja?
M.S.: Odskocznią od codzienności, przeniesieniem się w inny wymiar, poczuciem pewnego rodzaju dobrostanu i zadowolenia. Jest możliwością dzielenia się sobą z innymi, rozwijaniem umiejętności i spełnianiem się.

J.: Co byś powiedziała osobom, które obawiają się podążać za swoją pasją?
M.S.: To co kiedyś, sama usłyszałam: „JEŚLI NIE TY, TO KTO? JEŚLI NIE TERAZ, TO KIEDY?

J.: Cieszę się, że na Ciebie ta zachęta podziałała i mam nadzieję, że będziesz przykładem dla tych, którzy się wahają. Dziękuję za rozmowę.
M.S.: Ja również dziękuję.

„Wieczór autorski Małgorzaty Stnkiewicz „ Na ścieżkach miłości”.