„Paletą barw maluję każdy dzień, ramą ze słów oprawiam” – rozmowa z Krystyną Perlak o malarstwie, poezji i piórkach ze skrzydeł anielskich.
Krystyna Perlak – mieszkanka Podkarpacia, pielęgniarka z czterdziestoletnim stażem pracy, poetka i malarka. Namalowała ponad siedemset obrazów, dokładając do każdego komentarz w postaci wiersza. Należy do Sekcji Plastycznej i Literackiej Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie. Wydała trzy albumy zawierające pejzaże, abstrakcje oraz portrety, opatrzone „ramą ze słów”.
Joanna: Jesteś kobietą o wielu pasjach. Malujesz, piszesz, tańczysz, śpiewasz. Opowiedz jak to, co robisz, wpływa na Twoje życie?
Krystyna Perlak: Malowałam i pisałam od dawna, ale dopiero kiedy przeszłam „na wieczny urlop”, mogę w pełni realizować swoje pasje. I w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że może się wydarzyć tyle fajnych rzeczy – spotkań, wystaw. Często myślę „Panie Boże jak Ty mi dużo dałeś na tę moją ostatnią prostą”. Jan Paweł II powiedział: „Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń”. I ja ten pociąg złapałam dzięki pasji. Teraz jestem jak kolej transsyberyjska i ciągle się rozpędzam (śmiech). Na spotkaniach z ludźmi często mówię; „rób to, co kochasz, bo dzięki temu nigdy nie znajdziesz się u psychologa na kozetce”.

fot. zbiory własne Krystyna Perlak
J.: Czego nauczyłaś się przy łóżku chorego?
K.P.: Przede wszystkim pokory wobec ulotności i kruchości życia. Na początku nie mogłam się pogodzić z tym, że wobec śmierci jesteśmy bezsilni. Potem zrozumiałam, że czas spędzony z osobą, która odchodzi, może być czasem pięknym. To ważne, żeby być z umierającym do końca, zapalić mu gromnicę, potrzymać za rękę. Nauczyłam się też doceniać jakie to szczęście, wychodzić z dyżuru na własnych nogach. Cenię sobie życie i zdrowie, dbam o dietę, o aktywność fizyczną i koncentruję się na tym, co piękne.
J.: Czym według ciebie jest piękno?
K. P.: Ja odbieram świat zmysłami. Piękno otacza nas z każdej strony. To może być obraz, rozmowa, albo to, co dzieje się wokół. Na przykład dzisiaj rano, kiedy obserwowałam wschód, miałam wrażenie, że słońce rozplata promienie, które przenikają przez chmury coraz dalej i dalej. Pomyślałam, że nie jestem w stanie tego namalować. Piękni są też ludzie, których spotykam. Chodzi mi o to piękno, które jest w środku. Nazywam ich piórkami ze skrzydeł anioła, bo my wszyscy te skrzydła doczepiamy. Oby pojawiało się ich wokół jak najwięcej.
J.: “… śpiesznie zakładam pończochy/stopy wsuwam w czerwone pantofle/ amarantowa sukienka obejmuje mnie w talii… ” Co się zmienia w kobiecie, kiedy ubierze się w czerwień?

fot. zbiory własne Krystyna Perlak
K.P.: Każda kobieta chce być kochana i podziwiana. Czerwień to kolor miłości. To ogień, który tkwi w sercu. Kocham czerwone róże – chciałabym być różą dla małego księcia z tym że książę nie musi być wcale taki mały (śmiech). Zachwyca mnie także glorioza. Ma taki mocno energetyczny i specyficzny odcień czerwienieni i jest symbolem miłości i pasji. Moja twórczość wypływa z emocjonalności, a moją siłą jest ekspresja. Czerwień podkreśla mój temperament.
J.: Galerię obrazów zamieszczonych w albumie „Kobieta z pasją o wielu twarzach” rozpoczynają prekursorki pielęgniarstwa, ale są tam też inne kobiety. Domyślam się, że każda z nich miała duży wpływ na Twoje życie.
K. P.: To kobiety o pięknych duszach. Stanisława Leszczyńska, Zuzanna Ginczanka czy Jadwiga Gamska – Łempicka. Chciałam im podziękować i przypomnieć ich sylwetki. Jestem też wdzięczna koleżankom z Izby Pielęgniarek i Położnych w Rzeszowie, które wspierają moją twórczość. Szczególne podziękowania należą się mamie i babci, zresztą sportretowałam dużo innych kobiet. Być może niedługo wydam kolejny album.

fot. zbiory własne Krystyna Perlak
J.: Co powstaje w pierwszej kolejności wiersz czy obraz?
K.P.: Nie ma reguły. Zobaczę kogoś i wiem, że muszę go namalować, bo widzę w nim piękno i chcę je pokazać. Czasem zaczynam obraz, a w mojej głowie płynie rama ze słów. Wtedy przerywam malowanie, żeby zanotować, bo myśli są ulotne i drugi raz już ich w takim samym kształcie nie da się odtworzyć. Innym razem na przykład, kiedy jadę w pociągu, przychodzi mi do głowy wiersz i muszę go szybko zapisać na bilecie, na serwetce – gdziekolwiek, a portret powstaje później. Uwielbiam ten moment, kiedy obdarowuję kogoś wierszem i portretem, szczególnie jeśli obdarowywany, nie spodziewa się tego. Jego radość jest dla mnie niesamowita. Dokąd będę ją czuć, nie przestanę tego robić.
J.: Artysta nieustannie poddaje się ocenie i każdy, kto pokazuje swoją twórczość, musi poradzić sobie z krytyką. Jak Ty sobie z nią radzisz?
K.P.: Najpierw tworzyłam tylko dla siebie, a kiedy zaczęłam wystawiać swoje obrazy, rzeczywiście miałam obawy. Pewności nabrałam pod wpływem opinii osób, które znają się na sztuce. Wiele dobrego, na temat mojej poezji powiedziała pani dr Bernardyna Banaś. Z kolei Pan Andrzej Korzec stwierdził, że moje obrazy wyróżnia pewna maniera i nie warto tego zmieniać. Pochlebnie na temat mojej twórczości wyraził się też Luigi Priore, który powiedział, że maluję sercem. Zresztą wiele innych osób, takich, które znają się na sztuce jak i amatorów, uważa, że to, co robię jest wartościowe. Wiem, że nie będę nigdy tworzyć, tak jak tworzą wielcy artyści, ale skoro się ludziom podoba to, co robię, dlaczego miałabym nie pisać i nie malować?
J.: Mawiasz też, że obrazy same wybierają sobie ludzi. Jak to rozumieć?

fot. zbiory własne Krystyna Perlak
K. P.: Na moje wystawy przychodzą bardzo różne osoby, jedne celowo inne przypadkowo. Zdarza się, że ktoś, kto wcześniej nie miał takiego zamiaru, chce kupić obraz, bo zobaczył w nim coś szczególnego. W takich sytuacjach dostaje go ode mnie w prezencie – jeśli obraz wybrał sobie człowieka, to znaczy, że ma jakieś zadanie do spełnienia w jego życiu. Potem te moje obrazy jadą do Nowego Jorku, Singapuru, Krakowa, Warszawy, Przemyśla. Najwięcej moich prac jest oczywiście w Rzeszowie, u osób prywatnych, ale i w różnych instytucjach.
J.: Jeden z wierszy poświęciłaś pamięci Edgara Allana Poe, czy to Twój ulubiony pisarz?
K.P.: Niezupełnie. Dwa obrazy, oprawione wierszami namalowałam na prośbę organizatorów spotkania słowno-muzycznego poświęconego temu twórcy. Jeden z nich nawet podarowałam pani Grecie Szklannej, która się zajmuje twórczością Edgara Allana Poe. Malowałam też obrazy poświęcone pamięci innych osób: Szajny, Grotowskiego, Kantora czy Nalepy, naszego rzeszowskiego barda. Upamiętniam nie tylko ludzi. W Alei Pod Kasztanami w Rzeszowie jest klon Mateusz, który czterokrotnie był bohaterem moich obrazów. Odwiedzam go często i rozmawiam z nim jak z przyjacielem.

fot. zbiory własne Krystyna Perlak
J.: Jakie są Twoje artystyczne marzenia?
K.P.: Jeszcze do niedawna chciałam mieszkać w rezydencji artystycznej, z takimi ludźmi jak ja i razem z nimi tworzyć. To się na pewno nie wydarzy, ale obecnie w moim życiu, dzieje się wiele wspaniałych rzeczy. Widocznie zasiałam coś dobrego, skoro zbieram. W tejchwili wystarczy mi nadal spotykać się z ludźmi i dawać radość pędzlem i słowem.
J.: Piękne marzenia Krysiu. Obyś jak najwięcej pisała i malowała i obyś zarażała swoją energią i radością jak najwięcej osób. Dziękuję za rozmowę.
K.P.: Dziękuję.